Kilka razy dziennie dzwoni telefon - telefon oznacza burzę. Zawsze staram się odbierać. Matce policja zabiera dziecko (naprawdę miała powód?), mąż z pozwoleniem na broń wkurwiony wraca do domu (czy naruszę kodeks, jeśli ją zabiorę?), gotowa jest opinia psychiatrów do mojej bestii w zakładzie (mam ratować go czy społeczeństwo?). Robię swoje. Przestałam oceniać kogokolwiek.
Staram się być posłańcem tych dobrych wieści. Nie zawsze wchodzi. A do tego mamy rozbieżne pojęcie dobrych wieści.
Nigdy nie przypuszczałabym, że najważniejszym wyposażeniem mojego biura będą chusteczki higieniczne, bo codziennie mam morze łez. Nigdy nie przypuszczałabym, że będę specjalizowała się w ciężkich przypadkach. Nie tak szybko. Bo jedyne co ich dziwi, to mój wiek. Ale ufają. Kiedyś myślałam, że będę bała się o pieniądze. Naprawdę tak myślałam. Teraz boję się, że zabije mnie stres.
To już pół roku życia, o które myślałam, że walczyłam. Życia, które wyobrażałam sobie zupełnie inaczej. Nie wiedziałam, że istnieją tak źli ludzie. Nie wiedziałam, że na naczelne składniki sprawiedliwości składają się głównie nadzieja i wiara. Właściwie to nie wiedziałam nic o sobie teraz. A wszystko to, co myślałam, że wiem, było kłamstwem.
Kiedy wyłączam telefon służbowy i wracam do domu. Domu, którego życzyłabym każdemu. Tutaj nikt nie nazywa mnie hipokrytką. Przez nikogo nie płaczę. Nie ma krzyku. Nie boję się końca. Nie ma mnie w skrajnej patologii.
Czasem zastanawiam się, czy żałuję, że kiedykolwiek poświęciłam temu chwilę. Ale tu nie ma bilansu zysków i strat. Tu jest nauka. Chwilę po niej znalazłam szczęście.
Patrzę na moją radość, która skrupulatnie ukrywam przed tym złym światem. Pewnie gdyby nie tamten epizod nigdy bym go nie doceniła. Uśmiecham się. I pewnie nigdy nie wiedziałabym, którą wersją mnie się brzydzę, kim nie chcę być. Codziennie jestem kochana. Szanuję siebie i jestem szanowana. Mam idealne warunki do rozwoju. Przeprowadzam się. Czekam na spersonalizowane auto. Kończę terapię po latach. Jadę na czwarte wakacje w tym roku. Wieczorami słucham ciszy. To, co kiedyś było marzeniem i planem na życie, dzisiaj jest codziennością.
Staram się być dobrym człowiekiem. Bo otaczają mnie dobre osoby. Zawsze tak było. Nie wiem, czy mam jeszcze inne marzenia do spełnienia.
I kiedy myślę, że mam wszystko (a myślę tak często) - to wiem, że naczelne wartości to dobro i spokój. Nie potrzebuję niczego więcej.