Z każdym dniem jest coraz gorzej. Nie potrafię pogodzić się z tym, że żyję. Rozwalam wszystko, co mnie otacza. Staram się stracić wszystkich ludzi, którzy byli do tej pory dookoła mnie, bo już na nikim mi nie zależy. Szukam osoby podobnej do niej w cudzych twarzach. Chcę być sama, a cały czas ktoś jest przy mnie. I w dupie mam to, że im na mnie zależy. Bo zostałam sama na świecie i nie ma nikogo, kogo bym kochała tak bezgranicznie, jak ją kochałam.
Strasznie się boję, że niedługo zniszczę cały świat, a potem będę tego żałowała.
O ile w ogóle istnieje jakieś "potem".