Doskonale pamiętam, kiedy ostatnio było tak źle. I chociaż bardzo nie chcę do tego wracać nie mam wyboru. Ta pustka mnie pochłania. Zabiera mnie i nie chce mnie oddać.
Doskonale pamiętam każdy moment i każdą chwilę, w której o niej zapominałam. W której zapominałam o Tobie.
Nigdy nikomu tak nie ufałam. Nigdy za nikim tak nie tęskniłam. Nigdy nikogo tak nie potrzebowałam.
Ale Ciebie nie ma. Nie wierzysz w żadne moje słowo. I nie mam nawet prawa się dziwić. Nie mam już do niczego prawa. Nie przetrwamy tego. Nawet nie dlatego, że Ty nie masz do tego siły, ale dlatego, że to mi jej brakuje. Nie potrafię się podnieść i Ty nie potrafisz mnie złapać, kiedy spadam coraz niżej. Chyba nawet nie chcesz mnie złapać, bo brzydzisz się mną prawie tak samo mocno jak ja brzydzę się sobą. Dlatego rozpadam się na coraz mniejsze kawałki.
Rozpadam nas.
Myślałam, że mogę być po prostu dobra, że jakoś to odbuduję i że z Tobą dam radę. Ale nie dam. Miłość jest bez znaczenia, kiedy nas zabija i kiedy w nią nie wierzymy. Bo znika, kiedy brakuje nam wiary.
Jestem beznadziejną karykaturą człowieka. I dlatego nie dziwię się już niczemu. Nie dziwię się, że nie ma Cię ze mną. Nie dziwię się, że umieram sama. Bo Ty jesteś za silny, żeby eksponować strach, a ja jestem za słaba, żeby się mu nie poddawać.
Zabij nas szybciej i mocniej. Zanim zrobię to sama. Bo mam skłonności do autodestrukcji.