Pomogę Ci. Pomogę sobie. Pomogę nam zniknąć ze swojego życia. Nie będę dłużej ciężarem i oporem. Bo miałeś rację - jestem żałosna. Po prostu bardzo chciałam Cię zatrzymać, mimo wszystko. A wyszło odwrotnie. Zamiast naprawiać zaczęłam psuć.
Nie potrafię Cię zatrzymać. Nie potrafię sprawić, żebyś chciał zostać. Jestem Twoim największym nieszczęściem. Instynktownie pozbywasz się złego. Z każdym dniem nie chcesz mnie coraz bardziej.
Bez cienia wątpliwości wiem, że to rozstanie to tylko i wyłącznie moja wina. Nie ma nic, co mogłoby Cię przy mnie zatrzymać.
Więc dzisiaj dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Za chwile uniesień, szczęścia, złości, krzyku; za Płock; za znoszenie moich psów; bałaganu; za wspólne kino; za pomoc w tej głupiej kłótni na ubezpieczeniach, na którą cała się trzęsłam; wyjścia na plażę, pizzę i shoty w Sopocie; za naprawioną klamkę; za podłączenie telewizora; za naprawienie gniazdka; za odebranie auta z naprawy; za codziennie naprawianą szafę; za ledy, bo - chociaż nie wierzyłeś - nigdy nikt nie zrobił dla mnie czegoś takiego); za te pyszne kulki oreo; za ciasto Kinder; za humorzastą ośmiornicę; za poprawiania ciasta na naleśniki; za bieganie z Kawą w dołku w lesie; za moją głowę na Twoich nogach; za to, że nie zostawiłeś mnie na środku drogi, kiedy najebana w trzy dupy wymiotowałam, chociaż wiem, że miałeś na to ochotę; za to, że tylko Tobie opowiedziałam całą prawdę o mnie i że tę prawdę zrozumiałeś; za porwanie zdjęcia zrobionego znienacka; za przenoszenie ratlera i budę dla niego; za każdą rzuconą piłkę dla Kawy; za The Weeknd i za TBEP; za tłumaczenie mi mojej pokrętnej logiki; za to, że zajmowałam 99% łazienki i że znosiłeś to bez słowa; za lody na Starym Mieście; za te dołeczki w policzkach i silne ramiona; za uświadomienie mi, że może nie potrzebuję podnoszenia, kiedy upadam, a ochrony przed upadkiem; za uświadomienie mi, że może nie potrzebuję wsparcia w wyjazdach do własnej rodziny tylko w tym, żeby nie jechać; za skończenie studiów; za ścielenie łóżka pomimo za małego prześcieradła na za dużej pościeli; za oglądanie mojego pierwszego w życiu live; za słuchanie prawniczych głupot; za mecz w koszulce z Twoim nazwiskiem; za jedzenie lodów po nocach; za to, że czułam się piękna i kobieca chociaż przez moment; za wsparcie w nawet najmniejszej głupocie; za znoszenie jak chrapię, chociaż tak bardzo się tego wstydzę; za wpuszczanie mnie rano na za ciasną kanapę; za czekanie aż zasnę; za budzenie mnie w koszmarne noce; za to, że inspirowałeś mnie swoimi ambicjami; za każde "uważaj"; że czułam się jak kobieta i mała dziewczynka; że walczyłeś dopóki nie zabrakło Ci sił; że przy Tobie byłam bezpieczna jak nigdy przy nikim; że miałam wrażenie, że mnie rozumiesz; że jak nikt odczytywałeś moje emocje; że nauczyłeś mnie kochać, a nie tylko trwać. I za to wszystko, o czym teraz nie pamiętam, ale przypominać mi o tym będą już tylko przedmioty i parszywa pamięć w najmniej odpowiednich momentach. Bo pamiętam każdą chwilę z Tobą. I nie chce ich zapominać.
Za każdym razem, kiedy wychodzę z pracy liczę, że będziesz tam na mnie czekał. Za każdym razem, kiedy wchodzę do domu łudzę się, że w nim jesteś. Potem nerwowo sprawdzam, czy może nie zabrałeś swoich rzeczy na dobre i oddycham z ulgą za każdym razem, kiedy widzę, że jeszcze tam są.
I dzisiaj myślę sobie, że warto było oszaleć dla tych uszytych z pozłacanej waty kilku sekund.
Ale wszechświat nie zna sposobu, żebyś mi wybaczył. Dlatego muszę odejść. Pomogę Ci. Pomogę Ci nigdy więcej mnie nie spotkać. Bo to jedyne, co mogę dla Ciebie zrobić po tym wszystkim.
Brak komentarzy:
Nowe komentarze są niedozwolone.