środa, 1 października 2014
rok temu trwał październik dłużej niż założone trzydzieści jeden dni, a październikowa doba miała za mało godzin. bo czym były dwadzieścia cztery godziny wobec świadomości nie-nieskończoności czekającej za rogiem? w tym roku nie było września, po sierpniu zauważyłam październik - znowu odbił się echem od ścian, podkreślił grubą linią drastyczną zmianę daty w zeszycie, zaskoczył przyjściem, bo przecież sekundę, minutę, godzinę, niecały dzień temu, tak bardzo niedawno był tamten październik. a teraz przybył znowu. szczupły stwór stanął za rogiem i odciął pod moją nieuwagę olbrzymi kawałek serpentyny mojej historii. teraz jak wtedy nie pozwolił przeciągnąć dni w stronę trwania, bo nic mnie nie czekało. i zupełnie nagle znowu wyczarował mi październik ten zbuntowany prześmiewca - czas.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
a dla mnie wrzesień właśnie ciągnął się jakby to było 90 dni... co najmniej.
OdpowiedzUsuńoby żaden nie był już taki
UsuńMnie teraz zarówno dni i miesiące zlewają się w jedną papkowatą całość. Sama nie wiem, co gorsze.
OdpowiedzUsuńChyba jednak zlewanie się.
UsuńStrasznie ten czas leci...
OdpowiedzUsuńobrzydliwie no.
Usuń