Bardzo się boję, że odejdziesz. Ale też bardzo mocno Ci ufam. Wiem, że jeśli powiedziałeś, że tego nie zrobisz to po prostu tego nie zrobisz. Mam do Ciebie pełne zaufanie, a Ty nie masz go do mnie za grosz. Kompletnie się nie dziwię.
Przede wszystkim ja naprawdę potrzebuję, żebyś mówił mi o swoich emocjach. Bardzo boli mnie, kiedy mówisz, że nic nie rozumiem i że cały czas robię to samo. Bo to wygląda tak samo tylko z Twojej perspektywy. Z mojej perspektywy zmieniło się pół mojego życia. Bo aktualnie zmagam się z czymś, przez co do tej pory tylko udawałam przed Tobą, że przechodziłam - z pytaniami, samotnością i realnym strachem. Kiedy kłamałam i udawałam, że się boję, byłeś przy mnie. Teraz, kiedy naprawdę tak jest, nie mogę już nic powiedzieć, bo wszystko przypomina Ci o moim kłamstwie. I nie chcę Cię tym ranić, bo to nas niszczy. To dla mnie największa kara, że muszę przechodzić przez to sama. Ale w pełni zasłużyłam na to, żeby cierpieć teraz w samotności. Taka jest cena utraty zaufania. Po prostu jest mi ciężko i nie radzę sobie z tymi emocjami.
Nie wiesz nawet, ile dzisiaj znaczyło dla mnie Twoje "no wreszcie coś zrozumiałaś". Może na tle całej rozmowy widzę światełko w tunelu, a może to nadjeżdżający pociąg. Ale poczułam, że może właśnie w tym momencie zakomunikowałam coś tak, że zrozumiałeś, co mam na myśli. Często mam z tym problem. Rozumiem Twoje negatywne nastawienie, rozumiem Twoje "cały czas robisz to samo". Jestem cierpliwa i liczę, że po prostu zrozumiesz, że z mojej perspektywy wszystko jest inaczej.
A jest inaczej, bo już nie potrzebuje poduszki. Nie boję się być sama, bo po prostu wiem, że damy sobie radę. I owszem, może nie rozmawiam w domu i często wolę po prostu wyjść, ale to dlatego, że staram się sobie radzić z tym, że generalnie jest mi tu trudno. Dla nas odsuwam to "trudno" i staram się jak mogę rozmawiać z Tobą w warunkach, w których czuję się lepiej, żeby po prostu było swobodnie. A nie czuję się tu dobrze. Tylko że wiem, że to, że czuję się źle w ogóle nie ma teraz znaczenia. Znaczenie mamy my i to, że muszę Ci poświęcić czas.
Ale chciałabym Ci powiedzieć jak bardzo jest źle. Nie dość, że jest święto zmarłych - to już czwarte bez Niej - to jeszcze teraz mam wrażenie, że wszystko mi bardziej o Niej przypomina. Im bardziej jest źle miedzy nami tym bardziej chciałabym z Nią porozmawiać. Wyobrażam sobie jak siedzi na fotelu i po prostu rozmawiamy. Chciałabym jej opowiedzieć o Tobie i o tym wszystkim, co zrobiłam. Może powiedziałaby co mam zrobić, żeby było między nami lepiej. Bo Ty sam otwarcie przyznajesz, że nie chcesz mnie już prowadzić za rękę, że coraz bardziej nie wiesz, co masz mówić. A ja potrzebuję Twoich słów. Wiem, że ja chcę, żebyś mnie prowadził przez całe życie i że to z Tobą chce je spędzić. Nie wyobrażam sobie, żeby miało Cię nie być, żebyśmy przestali rozmawiać. Boję się, że się wypalasz.
Ale siedzę tu sama. Jest ciężko, ale wiem, że chcę tu być tylko i wyłącznie z Tobą. Wyobrażam sobie, że Ona tu jest. Póki co jest tak, że Jej brak uderza mnie z każdej strony. Jestem w domu - chciałabym z Nią rozmawiać. Spotykam kogoś - przypomina mi o Niej. Nie chcę być na cmentarzu, nie chcę widzieć tego tłumu świec. Nie chcę być w domu, więc wychodzę na spacer. Chciałabym Ci o tym wszystkim mówić, ale to nie jest najlepszy moment. Dlatego wychodzę, żeby porozmawiać. Chodzę do miejsc, w których nigdy z Nią nie byłam. Zapełniam czas. Ty myślisz, że zapełniam go nim. Ale ja usilnie staram się uciec przed Jej brakiem. I przed tym, że chyba nie umiem sprawić, żeby było między nami dobrze, a Ty coraz bardziej tracisz chęci, żeby mnie przez to prowadzić. Nie umiem o Ciebie walczyć tak jakbyś tego chciał. Nie wiem co i jak mam robić. Ale próbuję. Znajdę sposób. Mam nadzieję, że starczy mi siły, odwagi i przede wszystkim, że znajdę metodę na to, żebym sama mogła nas przeprowadzić przez to, co sama spieprzyłam. Nie odpuszczę.