Najpierw rodzi Cię matka. Wolałabym nie wierzyć w perspektywę, że za dwieście lat normalny będzie fakt, że kogoś urodził ojciec. Mnie w każdym bądź razie urodziła matka. Czasem w życiu ojciec to tylko plemnik. Czasem, nie zawsze. Wdzięczna jestem mamie, że mnie urodziła. Opiekowała się mną dopóki nie zaczęłam chodzić i potem jeszcze troszkę. To piękny okres- żyjesz na tym świecie i nie jesteś do końca tego świata świadoma. Sen na jawie? Przecież nie pamiętamy okresu niemowlęcego.
Potem uczysz się chodzić. Poznajesz ten durno-piękny świat i widzisz, że ideały są jak bańka mydlana - wystarczy, że zechcesz być zbyt blisko, a one pękną. Do ideału lepiej się nie zbliżać, bywa śmiertelny. Odkrywasz te i inne zagrożenia, które niesie za sobą świat. Od dziecka, poprzez zbuntowaną nastolatkę i dorosłość- nigdy nie jesteś mądra i cały czas się uczysz. Pyskujesz, wyrywasz się, gryziesz i uciekasz. I wiesz co? Masz w tym mnóstwo racji. Życie trzeba przeżyć tak, żeby je zapamiętać, potrafić wskazać swoje priorytety, ocenić co było dobre i opłacalne.

Przeżywając i przebywając swoją odyseję spotykasz śmierć. Wcale nie swoją, zupełnie niespodziewaną, ale tak bliską, że czujesz jej oddech na plecach. To nie wiatr mierzwi Ci rano włosy - to jej śmiech. Najpierw to do Ciebie nie dociera, ale potem już wiesz. Jesteś załamana i chociaż ludzie plują na Ciebie, kopią do krwi i silnych obrażeń wewnętrznych, to jesteś już na tyle dojrzała, żeby wiedzieć, że to nie Twój czas, że oni mogą robić co chcą, ale Ty masz w życiu cel i musisz go osiągnąć. Nikt nie urodził się bez przyczyny, nawet jeżeli umiera młodo. Jeśli nawet popełnia samobójstwo to znaczy, że w pewnym sensie jest spełniony. To Ty nie jesteś spełniona wobec niego, bo był młody, bo teraz będziesz musiała spakować do kartonu czyjeś życie. On odchodzi, już nic go nie obchodzi, a Ty zostajesz i co się z tym wiąże- czujesz. Pewnie oddałabyś za niego życie, ale wiesz, że nie możesz.
Ludzie podczas okresu poznania kształtują się. Już wtedy oswajamy się z nieuniknionym. Nie ważne kiedy, nie ważne jak - ważne co po sobie pozostawię. Nie chciałabym, żeby ludzie płakali na moim pogrzebie. Chciałabym, żeby zrozumieli, że spełniłam swój cel. Przyjęli mnie tak jak ja staram się przyjmować to co aktualnie dzieje się dookoła. A przecież nie dzieje się dobrze. Mimo wszystko my żyć musimy. Dlaczego musimy? Bo mamy, przepraszam- przynajmniej ja mam świadomość, że nie zrobiłam wszystkiego.
To normalne, że człowiek przeżywa okresy załamania, że nie chce rozmawiać z ludźmi. Bo jak rozmawiać z kimś, kto wypruł Ci flaki nie dając znieczulenia? Nie wszyscy, ale duża ich część. I nie, nie winię wszystkich, ale to normalne, że gdy człowiek się sparzy to się boi. To żadna depresja, to po prostu ostrożność i strach, który odejdzie. Człowiek ma swój limit cierpienia, który w krytycznych momentach jest przekroczony. Mój chyli się ku temu i chylił się już kilka razy. Nie zmienię tego, bo wiem, że życie i śmierć doświadczają ludzi. Niektórych zbyt mocno.
Jednakże czasem jest tak, że po nauce chodzenia w okresie poznania wiesz, że najchętniej chciałabyś już leżeć. Wszystko mija. Powtarzam- mija. Tak jak życie ludzkie.
Tak jak przemijają ludzie, tak i wspomnienia. Ale nigdy doświadczenia. Na tym zakończę. Lepiej zobaczę co dzieje się w Waszych głowach. Trzymajcie się.
Przeczytałam całość jakby co. Ale skupię się na fragmencie :).
OdpowiedzUsuńŻycie jest ciężkie i wiadomo, że uczymy się przez całe życie i nigdy nie przestaniemy się uczyć. Doświadczenie zostaje w naszej głowie, choć nie zawsze je wykorzystujemy :)
OK, rozumiem :)
UsuńMyślę, że częściej w sytuacjach krytycznych zapominamy o jakimkolwiek doświadczeniu. Czasem jest tak, że coś co się wydarzyło sprawia, że potem mamy jakiś odruch bezwarunkowy. Ciężko jest analizować doświadczenia, kiedy na decyzje ma się dwie sekundy. Zgadzam się z Tobą.
A mówią, że doświadczenie zostaje z nami na zawsze. Owszem zostaje, często głęboko w głowie i nie zawsze wychodzi do świadomości :)
UsuńNiby zostaje, ale w praktyce same wiemy jak to jest ;)
UsuńW praktyce nagle się okazuje jak mało wiemy :)
UsuńJa zawsze wiem za mało :p
UsuńZetknęłam się z śmiercią. Blisko. Widziałam jak załamuje się ludziom życie. Oni muszą iść dalej z przytłaczającą pustką obok siebie. Część z nich po śmierci tego kogoś bliskiego wróciło do życia. A jedena, najbliższa mi osoba nie mogła tego zrozumieć. Śmierć idzie przeboleć jeżeli się ją zrozumie.
OdpowiedzUsuń,,Bo mamy, przepraszam- przynajmniej ja mam świadomość, że nie zrobiłam wszystkiego." - myślę tak ja ty. Na razie nie chcę umierać, gdybym teraz zakończyła swoje życie byłoby pewnie ono bezproduktywne.
Najgorsze i najoczywistsze jest to, że cały balast po odejściach spoczywa na naszych ramionach. I nie do końca od nas zależy czy go uniesiemy. Czasem tylko wydaje nam się, że coś zrozumieliśmy.
UsuńMoje miałoby kilka produktów, to wiem. Ale chyba wolę działać na zasadzie fabryki - im więcej produktów tym lepiej.
Nie wydaje mi się, że tamten człowiek to zrozumiał. On zaczął szukaćprzyjemności w innych rzeczach, teraz sam sobie jest panem, szuka zapomnienia.
UsuńA ja szukam produktów i nie mogę ich znaleźć. Chyba, że liczy się to, że dzięki mnie kot znalazł dom i inne rzeczy, które zrobiłam, aby komuś pomóc.
Może po prostu to olał, pospolicie mówiąc w dupie miał resztę ludzi, jak to często bywa.
UsuńTo się liczy :) Już coś na swoim koncie w takim razie masz :)
Tylko, że olanie wszystkiego przez piętnastolatka nie jest dobre. Ale cóż.. ja nic nie mogę zrobić.
UsuńTo i tak według mnie dużo za mało :D
Dużo kwestii się na tego typu "dobro" składa...
UsuńI git, trzeba od siebie wymagać :p
Ależ oczywiście, że trzeba :D Właśnie próbuję wymagać od siebie zrobienia zadań z fizyki, tylko, że mi to nie wychodzi.. ;D
UsuńJa wymagam od siebie nauki z francuskiego, też nie wychodzi :p
UsuńŚmierć jest okropna, to wiemy. Może dlatego właśnie ludzie od tak dawien dawna próbowali ją oswoić. Danse Macabre, wszyscy kiedyś umrzemy, nie ma eliksiru nieśmiertelności na tym świecie. Śmierć nie jest rasistą, nie zważa na status społeczny. Z drugiej strony, nie zważa też na wiek i na to, czy jesteśmy do kogoś przywiązani, czy nie... Tak pozwoliłam sobie odbiec od tematu.
OdpowiedzUsuńA ludzie żyją, dopóki mamy ich w swoich sercach i wspomnieniach.
Śmierć jest... oczywista, nieunikniona. Ale nie jestem pewna czy "potworna" to dobre słowo.
UsuńZauważyłam, że robimy ze śmierci "kogoś" (oj, jak to brzmi) a ja coraz częściej dochodzę do wniosku, że śmierć jest nami, znaczy - mną we mnie.
Czytałam dziś post na pewnym blogu o strachu przed utratą bliskiej osoby i pozwolę sobie przytoczyć myśli, z komentarza, jaki tam zostawiłam.
OdpowiedzUsuńTaka kolej rzeczy, że ludzie się rodzą i umierają. Pojawiają się w naszym życiu, aby w jak najmniej oczekiwanym momencie z niego zniknąć, pozostawiając tylko ból i smutek.
Zawsze uważałam, że Bóg powołał każdego z nas do wykonania jakiejś tajemniczej misji. Nie mamy żadnej mocy, aby dowiedzieć się, co to za misja i kiedy nastąpi jej koniec. Może to wychowanie naszych potomków: dzieci, wnuków, może to tylko ucieszenie naszych rodziców przez 6 tygodni ciąży. Nasza misja świadczy o długości naszego życia. I tylko Bóg powinien decydować, kiedy powinniśmy odpocząć gdzieś tam, mam nadzieję, w lepszym świecie.
Z tym, że nasza misja świadczy o długości naszego życia nie mogę się zgodzić, podobnie jak z tym, że Bóg o nas decyduje. Nie wiem kim dla Ciebie jest On, ale według mnie to nie do końca jest tak. Aczkolwiek rozumiem co napisałaś i jest to mądra filozofia ;)
UsuńNa początek nie zgodzę się z jednym zdaniem: "Jeśli nawet popełnia samobójstwo to znaczy, że w pewnym sensie jest spełniony" - osoba, która popełnia samobójstwo nie jest spełniona. Odebranie sobie życia to ucieczka. Jak można być spełnionym przerywając coś w połowie?
OdpowiedzUsuńNapisałaś "nie zrobiłam wszystkiego" i podpiszę się pod tym. Każdy zapewne ma depresyjne myśli, marzy o tym, żeby zapaść się pod ziemię. Dla mnie największym osiągnięciem jest podniesienie dupska i stawienie czoła, nawet jeżeli Cię kopią i krwawisz. Naszym zadaniem jest robić wszystko by godnie przeżyć życie i słabością jest zakończyć je przedwcześnie.
"W pewnym sensie spełniony". Tak czy inaczej zaczynamy już iść, coś zrobiliśmy - nawet jeżeli było to zostawienie masy bliskich ludzi na lodzie, to coś już zrobiliśmy.
UsuńZgadzam się z Tobą... aczkolwiek nie nazwałabym tego słabością, to złe określenie. Nigdy nie byłabym na tyle silna, żeby zakończyć je przedwcześnie.
Post jest po prostu prawdziwy i realistyczny, a tego ponoć najpiękniejszego okresu dzieciństwa, który jest jednocześnie jak lody truskawkowe, suchy chleb, i garść gwoździ nie pamiętamy, ale może tak ma właśnie być!
OdpowiedzUsuńUważam, że po prostu wszystko trzeba przeżyć.
U mnie coś nowego, lekkiego, radosnego.
Zapraszam parostatkiem-w-piekny-rejs.blog.onet.pl
Cóż... Myślę, że gdyby nie miało tak być to by nie było ;)
Usuńja miałam taki okres ostatnio, ale na szczęście mi minęło ;)
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć, czymkolwiek jest "taki" okres.
UsuńSamobójstwo to ucieczka, tak, a osoba, która się zabija to tchórz, można by powiedzieć.
OdpowiedzUsuńTaak.. "memento mori"-pamiętaj, że umrzesz. Śmierć istnieje od tak dawna, że ludzie myślą, że tak po prostu miało być od początku. Żyjemy, starzejemy się i umieramy. Normalne. Ja jednak myślę, że jest inaczej. Że kiedyś będzie tak, że nie będziemy umierać.
Ucieczka, może. Ale to najodważniejsza grupa tchórzy jaką kiedykolwiek miałam okazję poznać, nic tego nie zmieni.
UsuńCóż, myślę, że to oczywiste, że nie jesteśmy wieczni. I dobrze...
Śmierć jest jedną z najpewniejszych rzeczy w życiu. Mówią, że druga to podatki, ale ja osobiście bym polemizowała.
OdpowiedzUsuńJest wiele pewniejszych rzeczy niż podatki, ale ludzie lubią być "realistami" tego typu :)
UsuńŚwiat choć jest brutalny nie powinien się zmieniać. Matki rodzą, a ojcowie, o nich mam dość złe zdanie. Jesteśmy tu, aby coś zrobić, mam jakieś określone zadanie. Zgadzam się w 100%. A co do cierpienia "Bóg daje kamień osobie która jest w stanie go nieść".
OdpowiedzUsuńKto daje nam kamień i czy rzeczywiście każdy jest w stanie nieść ten swój, prywatny... Nie wiem.
UsuńKażdy kiedyś zastanawia się nad sensem życia, robi rachunek sumienia, dzieli się refleksjami. Twoje są zaskakująco dojrzałe, nie ma tu lamentowania ani wzniosłych słów. Dla mnie cierpienie jest na przykład czymś maturalnym. Chciałabym powiedzieć, że śmierć również, ale byłby to truizm. Boje się jej, jak każdy. Po prostu. Nie zgodzę się natomiast z fragmentem o samobójstwie, jednak wolę nie mówić na forum publicznym, dlaczego.
OdpowiedzUsuńCiężko o wzniosłe słowa, kiedy coraz częściej odchodzą Twoi przyjaciele. Wtedy już wiesz, że jesteś głupia w niektórych kwestiach. Strach jest naturalny i dobrze, że wiemy czym on jest.
UsuńRozumiem, nie musisz.
Każdy czasami popełnia głupstwa, ludzka rzecz. Masz rację: czytałam kiedyś artykuł o ludziach, którzy z powodu zaburzeń neuropsychologicznych nie odczuwają w ogóle strachu, przez co fatalnie funkcjonują w społeczeństwie.
UsuńSzczerze mówiąc nigdy nie myślałam jak funkcjonuje ktoś kto faktycznie nie odczuwa strachu. Skupiałam się do tej pory na tych, którzy wmawiają sobie, że go nie czują.
UsuńBo doświadczenia nas uskrzydlają. Teoretycznie.
OdpowiedzUsuńA jak to jest w praktyce?
UsuńA do dupy jest, a nie inaczej.
UsuńJuż nawet w dupie mam to, że jest do dupy. Żyję sobie po prostu.
UsuńI to chyba najlepsze wyjście, co by nie zwariować.
UsuńZa późno. Zwariowałam.
UsuńHehe, ja też.
Usuń"Wiesz? Ale powiem Ci coś w sekrecie. Tylko wariaci są coś warci." :)
UsuńŻadne cierpienie podobnie jak szczęście nie może trwać wiecznie.
OdpowiedzUsuńMusimy być silni i patrzeć życiu prosto w oczy inaczej nie przetrwamy.
Myślę, że patrząc na swoje buty przetrwać łatwiej.
Usuńw mojej głowie chaos. wiem tyle, że obecnie muszę poprawić swoją sytuację, poukładać kilka spraw w głowie i zacząć dążyć do swoich celów, spełniać się, spełniać swoje marzenia. i nie zapominać, by cieszyć się z życia, cieszyć się tym, co mi dane.
OdpowiedzUsuńTo Twój cel, więc nie zapominaj o nim.
UsuńNie potrafiłabym umrzeć z myślą, że nic nie zrobiłam, niczego, co sobie zaplanowałam nie osiągnęłam. Śmierć przeraża nawet, jeśli się z nią oswoimy.
OdpowiedzUsuńSamobójstwo traktowałabym raczej jako ucieczkę, a nie spełnienie, ale w sumie zależy od interpretacji a i tak od samych zainteresowanych się nie dowiemy, jak to z nimi było...
Myślę, że to dobrze, że przeraża nas cokolwiek. (nienawidzę podwójnego "że")
UsuńOdważna coś ta ucieczka. Interpretacje są różne, ja swoją nadal popieram :)
Moja głowa: "o shit, i za to nienawidzę blogów. Ludzie piszą co,kurwa, tak mądrego, a ja teraz chciałabym w jakiś sposób pokazać, że to było mega i dało mi do myślenia, ale wszystkie słowa wychodzą mega patetyczne, albo mega pseudoartystyczne albo mega pseudopsychologiczne".
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że wyłączyłaś funkcję komentowania, ale chyba sama często przyczyniam się do tej decyzji.
Napisałaś to pięknie i tyle. Przeczytałam także Twoje notatki do ostatniej przeze mnie czytanej wstecz i trochę mi lepiej, bo mimo, że Cię kompletnie nie znam to w tej notce wyczuwam nutkę optymizmu, któych ostatnio nie wyczuwałam. Choć pewnie robię to źle.
Może tylko w Twojej głowie te słowa tak rozbrzmiewają? :)
UsuńChyba dobrze. Jest w tym całym tragizmie sytuacji chęć do działania, a dla mnie to ważne.
Nie sądzę, że tylko w mojej, bo po komentarzach widzę, że prawie każdy sobie choć chwilę pomyślał o tym co napisałaś.
UsuńChęć do działania to najważniejszy, bo pierwszy krok, więc liczę na inne, pozytywniejsze notki ;))
Od tego jest pisanie- zachęcania do refleksji :)
UsuńNie wiem czy doczekasz się ich na tym blogu.
ja tam wierzę, że tak :) wierzę, ufam i zachęcam!
UsuńZ zaufaniem to bym tak nie szastała ;)
UsuńA mi się wydaje, że nie każdy kto umiera czuje się spełniony. Fakt - każdy próbuje przeżyć swoje życie jak najlepiej, niektórzy zaś destrukcyjnie niszczą swoje życie na własne życzenie. Ale umieramy w byle jakim momencie życia (to chyba jakiś cytat, przepraszam autora) i czasami nie udaje się nam odnaleźć sensu. Z resztą się zgadzam w 100%, zwłaszcza z tym, że 'Człowiek ma swój limit cierpienia, który w krytycznych momentach jest przekroczony'.
OdpowiedzUsuńHmmm... Nie do końca chodziło mi o naszą perspektywę i o nasze prywatne uczucia, jeżeli o spełnienie chodzi. Bo człowiek cały czas chce więcej, i więcej, więc zdrowo patrząc sam nigdy nie powie, że jest spełniony.
UsuńAle człowiek w wieku ok.70 lat to chyba jest spełniony? Tzn uważam, że to kwestia indywidualna. Dla jednego spełnienie to rodzina, dom, wysoka emerytura i 2 psy a dla drugiego całkiem coś innego...
UsuńMasz rację, ja nie mogę oceniać przez pryzmat znanych mi osób. Ale uważam, że spełniony (świadomie bądź nie) jest każdy. Nawet pięciolatek coś już przebył, coś już wie.
UsuńSpełniony to tylko chyba w danym fragmencie rzeczywistości, tego co przeżył. Bo na podsumowanie wszystkiego jeszcze długa, długa droga.
UsuńTak, w danym momencie, ale każde spełnienie pozostanie spełnieniem.
UsuńNigdy nie zastanawiałam się nad spełnieniem, tylko nad satysfakcją z życia. Wiem, że to brzmi pokrętnie, ale to dwie różne rzeczy. Przez całe życie się dojrzewamy i uczymy się i niekiedy uciekamy. Nie zgodzę się z tobą nie każdy jest spełniony w chwili śmierci, ale niekoniecznie samobójstwa, ale zwykłej śmierci choroby. Jednak masz rację większość mija, a zwłaszcza przemija ten okropny ból.
OdpowiedzUsuńJak w komentarzu wyżej - Nie do końca chodziło mi o naszą perspektywę i o nasze prywatne uczucia, jeżeli o spełnienie chodzi. Bo człowiek cały czas chce więcej, i więcej, więc zdrowo patrząc sam nigdy nie powie, że jest spełniony.
Usuńnajgorszy jest chyba jednak moment, kiedy człowiek na łożu śmierci uświadamia sobie, jak wiele szans go ominęło, jak wiele mógł zrobić, ale nie podjął ryzyka i ile niezałatwionych spraw po sobie pozostawia. modlę się, żeby w takim położeniu nigdy się nie znaleźć.
OdpowiedzUsuńLiczę, że sama nie będę sobie na łożu śmierci wypominała swoich błędów i niewykorzystanych szans, a do tego, że nikt nie zrobi tego za mnie. Na swoim łożu śmierci leżałam nieświadomie, więc nie wiem jak zachowuje się na nim człowiek.
Usuńmotyw anty-pogrzebu... też chciałabym, żeby na moim pogrzebie ludzie nie płakali. ale to chyba niemożliwe. więc chciałabym, żeby wśród tych łez pojawiły się uśmiechy przez łzy.
OdpowiedzUsuńostrożność jest dobra, jest czymś zupełnie naturalnym. ale jeśli trwa zbyt długo potrafi popsuć właściwie, pełne odczuwanie życia. dystans mniej boli. ale dystans nie zna euforii, miłości do utraty tchu.
Pomarzyć mogę. Nie lubię fałszywych łez ludzi bez twarzy i takich bym nie chciała. A widzę je zbyt często i wiem już, że istnieją i będą istniały...
UsuńPrzeczytałam. I w sumie nie wiem, co mogę Ci powiedzieć. Że życie jest do dupy, albo wręcz przeciwnie, że jest piękne, tylko nie zawsze to dostrzegamy?
OdpowiedzUsuńMoje motto życiowe brzmi: "I tak wszyscy kiedyś umrzemy" i dzięki niemu jakoś się trzymam.
Wystarczy, że przeczytałaś. Dziękuję, bo w sprawach życia i śmierci nie ma mądrych i mądrzejszych.
UsuńNie lubię się nad tym zastanawiać. Jeśli ktoś odchodzi, widać tak musiało być.
UsuńMnie ostatnie wydarzenia do takich refleksji zmusiły... Kiedyś muszę o tym myśleć.
UsuńMnie myślenie raczej dołuje.
UsuńMi dzisiaj nauczycielka powiedziała, że od myślenia się chudnie.
UsuńJa jestem na nowej diecie, która nazywa się aparat ortodontyczny na stałe. Od tygodnia jem tylko to, czego nie trzeba gryźć (jogurty, serki, zupki z torebki, kaszki) i też chudnę. Więc myśleć nie muszę.
UsuńJa mam aparat po jednej stronie. Strasznie wkurzająca rzecz, bo trzeba uważać ;p
Usuń"Wszystko mija. Powtarzam- mija. Tak jak życie ludzkie.
OdpowiedzUsuńTak jak przemijają ludzie, tak i wspomnienia. Ale nigdy doświadczenia."
Zapiszę to sobie. Tak, przeczytałam cały post. I zgadzam się z Tobą. Nawet przy tym samobójstwie, choć miałam lekkie opory.
Pozdrawiam.
Każdy miał chyba lekkie opory w tym momencie, ale pewnie wiesz, że miałam powody, żeby tak napisać.
UsuńOjej, aż mi się płakać zachciało.
OdpowiedzUsuńAle nie zgadzam się z Tobą co do samobójców. Uważam, że oni wcale nie są spełnieni, po prostu nie wytrzymali cierpienia, tego o którym piszesz później. Poddali się, chociaż mogli iść dalej. Tak chyba bywa ze mną, bo myśl o samobójstwie towarzyszy mi dość często.
Powielę- nie chodzi mi o samospełnienie, raczej o przejście jakiejś części życia. Myśl a czym - trzeba być cholernie silnym, żeby dać radę. Ja by nie mogła.
Usuńa ja nie wiem. raz już spróbowałam, ale na tyle nieporadnie, że skończyło się tylko na mega długiej pogadance z rodzicami moimi i mojej przyjaciółki... ale teraz robię wszystko, co tylko mogę, żeby to pozostało w sferze myśli czy w najgorszym wypadku planów, bo chociaż uważam, że tak naprawdę nie jestem nikomu potrzebna, istnieją osoby, którym poważnie pokomplikowałabym życie swoim samobójstwem. bo samobójca jest w sumie egoistą.
UsuńTak, jest egoistą.
UsuńI dopóki masz chociaż jedną osobę dla której warto żyć, to jest cholernie wiele. Dlatego warto to sobie uświadomić...
zdecydowanie. samobójstwo nie jest rozwiązaniem, bo to, że na tę chwilę jest źle, nie oznacza, że nie będzie lepiej. a jednak jakoś się dochodzi do tej myśli... ludzie są głupi, za bardzo poddają się własnym emocjom, tak jakby to one, tylko one miały władzę nad człowiekiem.
UsuńA Tobą kierują własnie emocje?
Usuńżyję tak, żyję. jednak mimo wsyztsko starch mi w jakimś stopniu towarzyszy.,
OdpowiedzUsuńKażdemu towarzyszy... Może to i lepiej?
Usuńnie wiem, być może lepiej.
Usuńa zdarza się, żeby leciało.:)
u mnie leci :p
Usuńu mnie to akurat leci co innego :)
Usuńco?
Usuńakurat teraz przesłuchuję płytę Slayera "Hell awaits"
UsuńAno dobra muza nie jest zła :p
UsuńŻycie jest takie kruche i krótkie. Trzeba z niego korzystać mimo tego, że jest pod gorkę.
OdpowiedzUsuńNo tak, każda górka ma swój dołek.
UsuńTaki slalom :P
UsuńTakie życie życiowe, no :p
UsuńNo, właśnie :P trafiłaś w samo sedno :P
UsuńAno starałam się ;p
UsuńChyba jeszcze nigdy nie przeszłam śmierci kogoś naprawdę mi bliskiego. I nie chcę tego przeżywać.
OdpowiedzUsuńTak, wszystko przemija, ale... trudno się nie przywiązywać. Zawsze patrzę na małe dzieci i im zazdroszczę, że wszystko dopiero przed nimi i że na razie nie muszę wiedzieć tych wszystkich rzeczy, które potem sprawiają, że odechciewa się żyć.
Małe dzieci... Nie zdążyły się dowiedzieć. Cholera, czas robi z nas idiotów i bezduszników.
Usuńtrzeba korzystać z zycia, lecz z umiarem :)
OdpowiedzUsuńNa dobrą sprawę wszystko wymaga od nas umiaru.
UsuńJestem jedną z osób, które mogą z dumą powiedzieć: Przeczytałam, dobrnęłam do ostatniej kropki. Pięknie ujęłaś aspekty ludzkiego życia od narodzin po poznanie dobra i zła, pierwsze cierpienie oraz stosunki z innymi ludźmi. Ja także jestem dumna, że urodziła mnie matka i że to ona była przy mnie. Jestem wdzięczna losowi, że poznałam wielu ludzi mimo iż niektórzy przysporzyli mi zbyt wiele cierpienia, ale o to chyba w życiu chodzi czyż nie? I kolejny fakt- poznanie. Poznajemy samych siebie, kształtujemy nasze światopoglądy. Z kilku ostatnich zdań wnioskuję, że zaczynasz odżywać i czuć się lepiej? Że akceptujesz życie?
OdpowiedzUsuńGratuluję :)
UsuńJa przez cały ten okres czułam się dobrze i żyłam, a ludzi jak miałam dość tak mam nadal... Nic się od tamtej pory nie zmieniło, tylko słowa dobrałam inaczej.
Mnie też urodziła mama i raczej nie wyobrażam sobie tego, że za kilkanaście lat mógł by to robić facet... matko..
OdpowiedzUsuńI zgadzam się człowiek uczy się na błędach.
Aj, ci tradycjonaliści ;)
Usuń"Jeśli nawet popełnia samobójstwo to znaczy, że w pewnym sensie jest spełniony."
OdpowiedzUsuńNie. To znaczy, że się poddaje. Strąca się z drogi ku swojemu spełnieniu gdyż uważa, że jest ona za długa, za kamienista, za ciężka do przebrnięcia... ale taka musi być. To rezygnacja z tego wszystkiego co może się osiągnąć w przyszłości - może nawet niedalekiej? Bo noc najciemniejsza jest przed świtem.
Nie zgadzam się. Głownie dlatego, że już przeszedł część drogi. Bo spełnienie, a samorealizacja to dwa zupełnie różne słowa.
Usuń