sobota, 22 września 2012

Bo łączyło nas więcej niż przyjaźń i piwo.

Nie chcesz czytać to nie czytaj, bo post jest długi. Ale nie czytaj do połowy, bo wkurwiają mnie komentarze elitarnych jednostek modowych czytających pierwsze i ostatnie zdania. Dobijaliście się- więc włączam komentowanie. Hulaj dusza, piekła nie ma.


Najpierw rodzi Cię matka. Wolałabym nie wierzyć w perspektywę, że za dwieście lat normalny będzie fakt, że kogoś urodził ojciec. Mnie w każdym bądź razie urodziła matka. Czasem w życiu ojciec to tylko plemnik. Czasem, nie zawsze. Wdzięczna jestem mamie, że mnie urodziła. Opiekowała się mną dopóki nie zaczęłam chodzić i potem jeszcze troszkę. To piękny okres- żyjesz na tym świecie i nie jesteś do końca tego świata świadoma. Sen na jawie? Przecież nie pamiętamy okresu niemowlęcego.
Potem uczysz się chodzić. Poznajesz ten durno-piękny świat i widzisz, że ideały są jak bańka mydlana - wystarczy, że zechcesz być zbyt blisko, a one pękną. Do ideału lepiej się nie zbliżać, bywa śmiertelny. Odkrywasz te i inne zagrożenia, które niesie za sobą świat. Od dziecka, poprzez zbuntowaną nastolatkę i dorosłość- nigdy nie jesteś mądra i cały czas się uczysz. Pyskujesz, wyrywasz się, gryziesz i uciekasz. I wiesz co? Masz w tym mnóstwo racji. Życie trzeba przeżyć tak, żeby je zapamiętać, potrafić wskazać swoje priorytety, ocenić co było dobre i opłacalne.

Przeżywając i przebywając swoją odyseję spotykasz śmierć. Wcale nie swoją, zupełnie niespodziewaną, ale tak bliską, że czujesz jej oddech na plecach. To nie wiatr mierzwi Ci rano włosy - to jej śmiech. Najpierw to do Ciebie nie dociera, ale potem już wiesz. Jesteś załamana i chociaż ludzie plują na Ciebie, kopią do krwi i silnych obrażeń wewnętrznych, to jesteś już na tyle dojrzała, żeby wiedzieć, że to nie Twój czas, że oni mogą robić co chcą, ale Ty masz w życiu cel i musisz go osiągnąć. Nikt nie urodził się bez przyczyny, nawet jeżeli umiera młodo. Jeśli nawet popełnia samobójstwo to znaczy, że w pewnym sensie jest spełniony. To Ty nie jesteś spełniona wobec niego, bo był młody, bo teraz będziesz musiała spakować do kartonu czyjeś życie. On odchodzi, już nic go nie obchodzi, a Ty zostajesz i co się z tym wiąże- czujesz. Pewnie oddałabyś za niego życie, ale wiesz, że nie możesz.
Ludzie podczas okresu poznania kształtują się. Już wtedy oswajamy się z nieuniknionym. Nie ważne kiedy, nie ważne jak - ważne co po sobie pozostawię. Nie chciałabym, żeby ludzie płakali na moim pogrzebie. Chciałabym, żeby zrozumieli, że spełniłam swój cel. Przyjęli mnie tak jak ja staram się przyjmować to co aktualnie dzieje się dookoła. A przecież nie dzieje się dobrze. Mimo wszystko my żyć musimy. Dlaczego musimy? Bo mamy, przepraszam- przynajmniej ja mam świadomość, że nie zrobiłam wszystkiego.
To normalne, że człowiek przeżywa okresy załamania, że nie chce rozmawiać z ludźmi. Bo jak rozmawiać z kimś, kto wypruł Ci flaki nie dając znieczulenia? Nie wszyscy, ale duża ich część. I nie, nie winię wszystkich, ale to normalne, że gdy człowiek się sparzy to się boi. To żadna depresja, to po prostu ostrożność i strach, który odejdzie. Człowiek ma swój limit cierpienia, który w krytycznych momentach jest przekroczony. Mój chyli się ku temu i chylił się już kilka razy. Nie zmienię tego, bo wiem, że życie i śmierć doświadczają ludzi. Niektórych zbyt mocno.
Jednakże czasem jest tak, że po nauce chodzenia w okresie poznania wiesz, że najchętniej chciałabyś już leżeć. Wszystko mija. Powtarzam- mija. Tak jak życie ludzkie.
Tak jak przemijają ludzie, tak i wspomnienia. Ale nigdy doświadczenia. Na tym zakończę. Lepiej zobaczę co dzieje się w Waszych głowach. Trzymajcie się.

106 komentarzy:

  1. Przeczytałam całość jakby co. Ale skupię się na fragmencie :).
    Życie jest ciężkie i wiadomo, że uczymy się przez całe życie i nigdy nie przestaniemy się uczyć. Doświadczenie zostaje w naszej głowie, choć nie zawsze je wykorzystujemy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OK, rozumiem :)
      Myślę, że częściej w sytuacjach krytycznych zapominamy o jakimkolwiek doświadczeniu. Czasem jest tak, że coś co się wydarzyło sprawia, że potem mamy jakiś odruch bezwarunkowy. Ciężko jest analizować doświadczenia, kiedy na decyzje ma się dwie sekundy. Zgadzam się z Tobą.

      Usuń
    2. A mówią, że doświadczenie zostaje z nami na zawsze. Owszem zostaje, często głęboko w głowie i nie zawsze wychodzi do świadomości :)

      Usuń
    3. Niby zostaje, ale w praktyce same wiemy jak to jest ;)

      Usuń
    4. W praktyce nagle się okazuje jak mało wiemy :)

      Usuń
    5. Ja zawsze wiem za mało :p

      Usuń
  2. Zetknęłam się z śmiercią. Blisko. Widziałam jak załamuje się ludziom życie. Oni muszą iść dalej z przytłaczającą pustką obok siebie. Część z nich po śmierci tego kogoś bliskiego wróciło do życia. A jedena, najbliższa mi osoba nie mogła tego zrozumieć. Śmierć idzie przeboleć jeżeli się ją zrozumie.

    ,,Bo mamy, przepraszam- przynajmniej ja mam świadomość, że nie zrobiłam wszystkiego." - myślę tak ja ty. Na razie nie chcę umierać, gdybym teraz zakończyła swoje życie byłoby pewnie ono bezproduktywne.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorsze i najoczywistsze jest to, że cały balast po odejściach spoczywa na naszych ramionach. I nie do końca od nas zależy czy go uniesiemy. Czasem tylko wydaje nam się, że coś zrozumieliśmy.

      Moje miałoby kilka produktów, to wiem. Ale chyba wolę działać na zasadzie fabryki - im więcej produktów tym lepiej.

      Usuń
    2. Nie wydaje mi się, że tamten człowiek to zrozumiał. On zaczął szukaćprzyjemności w innych rzeczach, teraz sam sobie jest panem, szuka zapomnienia.

      A ja szukam produktów i nie mogę ich znaleźć. Chyba, że liczy się to, że dzięki mnie kot znalazł dom i inne rzeczy, które zrobiłam, aby komuś pomóc.

      Usuń
    3. Może po prostu to olał, pospolicie mówiąc w dupie miał resztę ludzi, jak to często bywa.

      To się liczy :) Już coś na swoim koncie w takim razie masz :)

      Usuń
    4. Tylko, że olanie wszystkiego przez piętnastolatka nie jest dobre. Ale cóż.. ja nic nie mogę zrobić.

      To i tak według mnie dużo za mało :D

      Usuń
    5. Dużo kwestii się na tego typu "dobro" składa...

      I git, trzeba od siebie wymagać :p

      Usuń
    6. Ależ oczywiście, że trzeba :D Właśnie próbuję wymagać od siebie zrobienia zadań z fizyki, tylko, że mi to nie wychodzi.. ;D

      Usuń
    7. Ja wymagam od siebie nauki z francuskiego, też nie wychodzi :p

      Usuń
  3. Śmierć jest okropna, to wiemy. Może dlatego właśnie ludzie od tak dawien dawna próbowali ją oswoić. Danse Macabre, wszyscy kiedyś umrzemy, nie ma eliksiru nieśmiertelności na tym świecie. Śmierć nie jest rasistą, nie zważa na status społeczny. Z drugiej strony, nie zważa też na wiek i na to, czy jesteśmy do kogoś przywiązani, czy nie... Tak pozwoliłam sobie odbiec od tematu.
    A ludzie żyją, dopóki mamy ich w swoich sercach i wspomnieniach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmierć jest... oczywista, nieunikniona. Ale nie jestem pewna czy "potworna" to dobre słowo.
      Zauważyłam, że robimy ze śmierci "kogoś" (oj, jak to brzmi) a ja coraz częściej dochodzę do wniosku, że śmierć jest nami, znaczy - mną we mnie.

      Usuń
  4. Czytałam dziś post na pewnym blogu o strachu przed utratą bliskiej osoby i pozwolę sobie przytoczyć myśli, z komentarza, jaki tam zostawiłam.
    Taka kolej rzeczy, że ludzie się rodzą i umierają. Pojawiają się w naszym życiu, aby w jak najmniej oczekiwanym momencie z niego zniknąć, pozostawiając tylko ból i smutek.
    Zawsze uważałam, że Bóg powołał każdego z nas do wykonania jakiejś tajemniczej misji. Nie mamy żadnej mocy, aby dowiedzieć się, co to za misja i kiedy nastąpi jej koniec. Może to wychowanie naszych potomków: dzieci, wnuków, może to tylko ucieszenie naszych rodziców przez 6 tygodni ciąży. Nasza misja świadczy o długości naszego życia. I tylko Bóg powinien decydować, kiedy powinniśmy odpocząć gdzieś tam, mam nadzieję, w lepszym świecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym, że nasza misja świadczy o długości naszego życia nie mogę się zgodzić, podobnie jak z tym, że Bóg o nas decyduje. Nie wiem kim dla Ciebie jest On, ale według mnie to nie do końca jest tak. Aczkolwiek rozumiem co napisałaś i jest to mądra filozofia ;)

      Usuń
  5. Na początek nie zgodzę się z jednym zdaniem: "Jeśli nawet popełnia samobójstwo to znaczy, że w pewnym sensie jest spełniony" - osoba, która popełnia samobójstwo nie jest spełniona. Odebranie sobie życia to ucieczka. Jak można być spełnionym przerywając coś w połowie?
    Napisałaś "nie zrobiłam wszystkiego" i podpiszę się pod tym. Każdy zapewne ma depresyjne myśli, marzy o tym, żeby zapaść się pod ziemię. Dla mnie największym osiągnięciem jest podniesienie dupska i stawienie czoła, nawet jeżeli Cię kopią i krwawisz. Naszym zadaniem jest robić wszystko by godnie przeżyć życie i słabością jest zakończyć je przedwcześnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "W pewnym sensie spełniony". Tak czy inaczej zaczynamy już iść, coś zrobiliśmy - nawet jeżeli było to zostawienie masy bliskich ludzi na lodzie, to coś już zrobiliśmy.
      Zgadzam się z Tobą... aczkolwiek nie nazwałabym tego słabością, to złe określenie. Nigdy nie byłabym na tyle silna, żeby zakończyć je przedwcześnie.

      Usuń
  6. Post jest po prostu prawdziwy i realistyczny, a tego ponoć najpiękniejszego okresu dzieciństwa, który jest jednocześnie jak lody truskawkowe, suchy chleb, i garść gwoździ nie pamiętamy, ale może tak ma właśnie być!
    Uważam, że po prostu wszystko trzeba przeżyć.
    U mnie coś nowego, lekkiego, radosnego.
    Zapraszam parostatkiem-w-piekny-rejs.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż... Myślę, że gdyby nie miało tak być to by nie było ;)

      Usuń
  7. ja miałam taki okres ostatnio, ale na szczęście mi minęło ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedzieć, czymkolwiek jest "taki" okres.

      Usuń
  8. Samobójstwo to ucieczka, tak, a osoba, która się zabija to tchórz, można by powiedzieć.
    Taak.. "memento mori"-pamiętaj, że umrzesz. Śmierć istnieje od tak dawna, że ludzie myślą, że tak po prostu miało być od początku. Żyjemy, starzejemy się i umieramy. Normalne. Ja jednak myślę, że jest inaczej. Że kiedyś będzie tak, że nie będziemy umierać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ucieczka, może. Ale to najodważniejsza grupa tchórzy jaką kiedykolwiek miałam okazję poznać, nic tego nie zmieni.
      Cóż, myślę, że to oczywiste, że nie jesteśmy wieczni. I dobrze...

      Usuń
  9. Śmierć jest jedną z najpewniejszych rzeczy w życiu. Mówią, że druga to podatki, ale ja osobiście bym polemizowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest wiele pewniejszych rzeczy niż podatki, ale ludzie lubią być "realistami" tego typu :)

      Usuń
  10. Świat choć jest brutalny nie powinien się zmieniać. Matki rodzą, a ojcowie, o nich mam dość złe zdanie. Jesteśmy tu, aby coś zrobić, mam jakieś określone zadanie. Zgadzam się w 100%. A co do cierpienia "Bóg daje kamień osobie która jest w stanie go nieść".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto daje nam kamień i czy rzeczywiście każdy jest w stanie nieść ten swój, prywatny... Nie wiem.

      Usuń
  11. Każdy kiedyś zastanawia się nad sensem życia, robi rachunek sumienia, dzieli się refleksjami. Twoje są zaskakująco dojrzałe, nie ma tu lamentowania ani wzniosłych słów. Dla mnie cierpienie jest na przykład czymś maturalnym. Chciałabym powiedzieć, że śmierć również, ale byłby to truizm. Boje się jej, jak każdy. Po prostu. Nie zgodzę się natomiast z fragmentem o samobójstwie, jednak wolę nie mówić na forum publicznym, dlaczego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko o wzniosłe słowa, kiedy coraz częściej odchodzą Twoi przyjaciele. Wtedy już wiesz, że jesteś głupia w niektórych kwestiach. Strach jest naturalny i dobrze, że wiemy czym on jest.
      Rozumiem, nie musisz.

      Usuń
    2. Każdy czasami popełnia głupstwa, ludzka rzecz. Masz rację: czytałam kiedyś artykuł o ludziach, którzy z powodu zaburzeń neuropsychologicznych nie odczuwają w ogóle strachu, przez co fatalnie funkcjonują w społeczeństwie.

      Usuń
    3. Szczerze mówiąc nigdy nie myślałam jak funkcjonuje ktoś kto faktycznie nie odczuwa strachu. Skupiałam się do tej pory na tych, którzy wmawiają sobie, że go nie czują.

      Usuń
  12. Bo doświadczenia nas uskrzydlają. Teoretycznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak to jest w praktyce?

      Usuń
    2. A do dupy jest, a nie inaczej.

      Usuń
    3. Już nawet w dupie mam to, że jest do dupy. Żyję sobie po prostu.

      Usuń
    4. I to chyba najlepsze wyjście, co by nie zwariować.

      Usuń
    5. Za późno. Zwariowałam.

      Usuń
    6. Hehe, ja też.

      Usuń
    7. "Wiesz? Ale powiem Ci coś w sekrecie. Tylko wariaci są coś warci." :)

      Usuń
  13. Żadne cierpienie podobnie jak szczęście nie może trwać wiecznie.
    Musimy być silni i patrzeć życiu prosto w oczy inaczej nie przetrwamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że patrząc na swoje buty przetrwać łatwiej.

      Usuń
  14. w mojej głowie chaos. wiem tyle, że obecnie muszę poprawić swoją sytuację, poukładać kilka spraw w głowie i zacząć dążyć do swoich celów, spełniać się, spełniać swoje marzenia. i nie zapominać, by cieszyć się z życia, cieszyć się tym, co mi dane.

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie potrafiłabym umrzeć z myślą, że nic nie zrobiłam, niczego, co sobie zaplanowałam nie osiągnęłam. Śmierć przeraża nawet, jeśli się z nią oswoimy.

    Samobójstwo traktowałabym raczej jako ucieczkę, a nie spełnienie, ale w sumie zależy od interpretacji a i tak od samych zainteresowanych się nie dowiemy, jak to z nimi było...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to dobrze, że przeraża nas cokolwiek. (nienawidzę podwójnego "że")
      Odważna coś ta ucieczka. Interpretacje są różne, ja swoją nadal popieram :)

      Usuń
  16. Moja głowa: "o shit, i za to nienawidzę blogów. Ludzie piszą co,kurwa, tak mądrego, a ja teraz chciałabym w jakiś sposób pokazać, że to było mega i dało mi do myślenia, ale wszystkie słowa wychodzą mega patetyczne, albo mega pseudoartystyczne albo mega pseudopsychologiczne".
    Nie dziwię się, że wyłączyłaś funkcję komentowania, ale chyba sama często przyczyniam się do tej decyzji.
    Napisałaś to pięknie i tyle. Przeczytałam także Twoje notatki do ostatniej przeze mnie czytanej wstecz i trochę mi lepiej, bo mimo, że Cię kompletnie nie znam to w tej notce wyczuwam nutkę optymizmu, któych ostatnio nie wyczuwałam. Choć pewnie robię to źle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może tylko w Twojej głowie te słowa tak rozbrzmiewają? :)
      Chyba dobrze. Jest w tym całym tragizmie sytuacji chęć do działania, a dla mnie to ważne.

      Usuń
    2. Nie sądzę, że tylko w mojej, bo po komentarzach widzę, że prawie każdy sobie choć chwilę pomyślał o tym co napisałaś.
      Chęć do działania to najważniejszy, bo pierwszy krok, więc liczę na inne, pozytywniejsze notki ;))

      Usuń
    3. Od tego jest pisanie- zachęcania do refleksji :)
      Nie wiem czy doczekasz się ich na tym blogu.

      Usuń
    4. ja tam wierzę, że tak :) wierzę, ufam i zachęcam!

      Usuń
    5. Z zaufaniem to bym tak nie szastała ;)

      Usuń
  17. A mi się wydaje, że nie każdy kto umiera czuje się spełniony. Fakt - każdy próbuje przeżyć swoje życie jak najlepiej, niektórzy zaś destrukcyjnie niszczą swoje życie na własne życzenie. Ale umieramy w byle jakim momencie życia (to chyba jakiś cytat, przepraszam autora) i czasami nie udaje się nam odnaleźć sensu. Z resztą się zgadzam w 100%, zwłaszcza z tym, że 'Człowiek ma swój limit cierpienia, który w krytycznych momentach jest przekroczony'.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm... Nie do końca chodziło mi o naszą perspektywę i o nasze prywatne uczucia, jeżeli o spełnienie chodzi. Bo człowiek cały czas chce więcej, i więcej, więc zdrowo patrząc sam nigdy nie powie, że jest spełniony.

      Usuń
    2. Ale człowiek w wieku ok.70 lat to chyba jest spełniony? Tzn uważam, że to kwestia indywidualna. Dla jednego spełnienie to rodzina, dom, wysoka emerytura i 2 psy a dla drugiego całkiem coś innego...

      Usuń
    3. Masz rację, ja nie mogę oceniać przez pryzmat znanych mi osób. Ale uważam, że spełniony (świadomie bądź nie) jest każdy. Nawet pięciolatek coś już przebył, coś już wie.

      Usuń
    4. Spełniony to tylko chyba w danym fragmencie rzeczywistości, tego co przeżył. Bo na podsumowanie wszystkiego jeszcze długa, długa droga.

      Usuń
    5. Tak, w danym momencie, ale każde spełnienie pozostanie spełnieniem.

      Usuń
  18. Nigdy nie zastanawiałam się nad spełnieniem, tylko nad satysfakcją z życia. Wiem, że to brzmi pokrętnie, ale to dwie różne rzeczy. Przez całe życie się dojrzewamy i uczymy się i niekiedy uciekamy. Nie zgodzę się z tobą nie każdy jest spełniony w chwili śmierci, ale niekoniecznie samobójstwa, ale zwykłej śmierci choroby. Jednak masz rację większość mija, a zwłaszcza przemija ten okropny ból.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak w komentarzu wyżej - Nie do końca chodziło mi o naszą perspektywę i o nasze prywatne uczucia, jeżeli o spełnienie chodzi. Bo człowiek cały czas chce więcej, i więcej, więc zdrowo patrząc sam nigdy nie powie, że jest spełniony.

      Usuń
  19. najgorszy jest chyba jednak moment, kiedy człowiek na łożu śmierci uświadamia sobie, jak wiele szans go ominęło, jak wiele mógł zrobić, ale nie podjął ryzyka i ile niezałatwionych spraw po sobie pozostawia. modlę się, żeby w takim położeniu nigdy się nie znaleźć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczę, że sama nie będę sobie na łożu śmierci wypominała swoich błędów i niewykorzystanych szans, a do tego, że nikt nie zrobi tego za mnie. Na swoim łożu śmierci leżałam nieświadomie, więc nie wiem jak zachowuje się na nim człowiek.

      Usuń
  20. motyw anty-pogrzebu... też chciałabym, żeby na moim pogrzebie ludzie nie płakali. ale to chyba niemożliwe. więc chciałabym, żeby wśród tych łez pojawiły się uśmiechy przez łzy.
    ostrożność jest dobra, jest czymś zupełnie naturalnym. ale jeśli trwa zbyt długo potrafi popsuć właściwie, pełne odczuwanie życia. dystans mniej boli. ale dystans nie zna euforii, miłości do utraty tchu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomarzyć mogę. Nie lubię fałszywych łez ludzi bez twarzy i takich bym nie chciała. A widzę je zbyt często i wiem już, że istnieją i będą istniały...

      Usuń
  21. Przeczytałam. I w sumie nie wiem, co mogę Ci powiedzieć. Że życie jest do dupy, albo wręcz przeciwnie, że jest piękne, tylko nie zawsze to dostrzegamy?
    Moje motto życiowe brzmi: "I tak wszyscy kiedyś umrzemy" i dzięki niemu jakoś się trzymam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczy, że przeczytałaś. Dziękuję, bo w sprawach życia i śmierci nie ma mądrych i mądrzejszych.

      Usuń
    2. Nie lubię się nad tym zastanawiać. Jeśli ktoś odchodzi, widać tak musiało być.

      Usuń
    3. Mnie ostatnie wydarzenia do takich refleksji zmusiły... Kiedyś muszę o tym myśleć.

      Usuń
    4. Mnie myślenie raczej dołuje.

      Usuń
    5. Mi dzisiaj nauczycielka powiedziała, że od myślenia się chudnie.

      Usuń
    6. Ja jestem na nowej diecie, która nazywa się aparat ortodontyczny na stałe. Od tygodnia jem tylko to, czego nie trzeba gryźć (jogurty, serki, zupki z torebki, kaszki) i też chudnę. Więc myśleć nie muszę.

      Usuń
    7. Ja mam aparat po jednej stronie. Strasznie wkurzająca rzecz, bo trzeba uważać ;p

      Usuń
  22. "Wszystko mija. Powtarzam- mija. Tak jak życie ludzkie.
    Tak jak przemijają ludzie, tak i wspomnienia. Ale nigdy doświadczenia."
    Zapiszę to sobie. Tak, przeczytałam cały post. I zgadzam się z Tobą. Nawet przy tym samobójstwie, choć miałam lekkie opory.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy miał chyba lekkie opory w tym momencie, ale pewnie wiesz, że miałam powody, żeby tak napisać.

      Usuń
  23. Ojej, aż mi się płakać zachciało.
    Ale nie zgadzam się z Tobą co do samobójców. Uważam, że oni wcale nie są spełnieni, po prostu nie wytrzymali cierpienia, tego o którym piszesz później. Poddali się, chociaż mogli iść dalej. Tak chyba bywa ze mną, bo myśl o samobójstwie towarzyszy mi dość często.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powielę- nie chodzi mi o samospełnienie, raczej o przejście jakiejś części życia. Myśl a czym - trzeba być cholernie silnym, żeby dać radę. Ja by nie mogła.

      Usuń
    2. a ja nie wiem. raz już spróbowałam, ale na tyle nieporadnie, że skończyło się tylko na mega długiej pogadance z rodzicami moimi i mojej przyjaciółki... ale teraz robię wszystko, co tylko mogę, żeby to pozostało w sferze myśli czy w najgorszym wypadku planów, bo chociaż uważam, że tak naprawdę nie jestem nikomu potrzebna, istnieją osoby, którym poważnie pokomplikowałabym życie swoim samobójstwem. bo samobójca jest w sumie egoistą.

      Usuń
    3. Tak, jest egoistą.
      I dopóki masz chociaż jedną osobę dla której warto żyć, to jest cholernie wiele. Dlatego warto to sobie uświadomić...

      Usuń
    4. zdecydowanie. samobójstwo nie jest rozwiązaniem, bo to, że na tę chwilę jest źle, nie oznacza, że nie będzie lepiej. a jednak jakoś się dochodzi do tej myśli... ludzie są głupi, za bardzo poddają się własnym emocjom, tak jakby to one, tylko one miały władzę nad człowiekiem.

      Usuń
    5. A Tobą kierują własnie emocje?

      Usuń
  24. żyję tak, żyję. jednak mimo wsyztsko starch mi w jakimś stopniu towarzyszy.,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdemu towarzyszy... Może to i lepiej?

      Usuń
    2. nie wiem, być może lepiej.

      a zdarza się, żeby leciało.:)

      Usuń
    3. u mnie to akurat leci co innego :)

      Usuń
    4. akurat teraz przesłuchuję płytę Slayera "Hell awaits"

      Usuń
    5. Ano dobra muza nie jest zła :p

      Usuń
  25. Życie jest takie kruche i krótkie. Trzeba z niego korzystać mimo tego, że jest pod gorkę.

    OdpowiedzUsuń
  26. Chyba jeszcze nigdy nie przeszłam śmierci kogoś naprawdę mi bliskiego. I nie chcę tego przeżywać.

    Tak, wszystko przemija, ale... trudno się nie przywiązywać. Zawsze patrzę na małe dzieci i im zazdroszczę, że wszystko dopiero przed nimi i że na razie nie muszę wiedzieć tych wszystkich rzeczy, które potem sprawiają, że odechciewa się żyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małe dzieci... Nie zdążyły się dowiedzieć. Cholera, czas robi z nas idiotów i bezduszników.

      Usuń
  27. trzeba korzystać z zycia, lecz z umiarem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na dobrą sprawę wszystko wymaga od nas umiaru.

      Usuń
  28. Jestem jedną z osób, które mogą z dumą powiedzieć: Przeczytałam, dobrnęłam do ostatniej kropki. Pięknie ujęłaś aspekty ludzkiego życia od narodzin po poznanie dobra i zła, pierwsze cierpienie oraz stosunki z innymi ludźmi. Ja także jestem dumna, że urodziła mnie matka i że to ona była przy mnie. Jestem wdzięczna losowi, że poznałam wielu ludzi mimo iż niektórzy przysporzyli mi zbyt wiele cierpienia, ale o to chyba w życiu chodzi czyż nie? I kolejny fakt- poznanie. Poznajemy samych siebie, kształtujemy nasze światopoglądy. Z kilku ostatnich zdań wnioskuję, że zaczynasz odżywać i czuć się lepiej? Że akceptujesz życie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję :)
      Ja przez cały ten okres czułam się dobrze i żyłam, a ludzi jak miałam dość tak mam nadal... Nic się od tamtej pory nie zmieniło, tylko słowa dobrałam inaczej.

      Usuń
  29. Mnie też urodziła mama i raczej nie wyobrażam sobie tego, że za kilkanaście lat mógł by to robić facet... matko..
    I zgadzam się człowiek uczy się na błędach.

    OdpowiedzUsuń
  30. "Jeśli nawet popełnia samobójstwo to znaczy, że w pewnym sensie jest spełniony."
    Nie. To znaczy, że się poddaje. Strąca się z drogi ku swojemu spełnieniu gdyż uważa, że jest ona za długa, za kamienista, za ciężka do przebrnięcia... ale taka musi być. To rezygnacja z tego wszystkiego co może się osiągnąć w przyszłości - może nawet niedalekiej? Bo noc najciemniejsza jest przed świtem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zgadzam się. Głownie dlatego, że już przeszedł część drogi. Bo spełnienie, a samorealizacja to dwa zupełnie różne słowa.

      Usuń

Jeśli masz zamiar napisać bezsensowny komentarz, który nic nie wnosi - od razu kliknij czerwony krzyżyk. Szanuj mój i swój czas, bo szkoda dnia. :)

Aby skomentować anonimowo, kliknij "skomentuj: Nazwa/Adres URL" wpisując w miejscu Nazwa nick, nie wpisując adresu URL.